wtorek, 28 lutego 2012

Wątróbka tu już była. Ehm, ale i tak gości tu częściej niż u mnie na stole, bo wiadomo, u nas jadam ją tylko ja, a R. ... no musi być solidnie zakonspirowana, aby ją jakoś łaskawie zjadł.

I tak sobie myślę, że jak on już z tego Wschodu wróci, to ..... zrobię sałatkę z wątróbkami? 

Z.....
300 g szpinaku
garść sałat
500 g wątróbek drobiowych
200 g boczku parzonego/wędzonego bekonu
200 g pomidorków koktajlowych
olej
4 kromki białej bułki

I wiadomo. Boczek podsmażyć na chrupiąco, a potem na tej samej patelni przypiec pokrojoną w kosteczkę bułeczkę [nie znoszę zdrobnień, ale ładnie się zrymowało]. Wątróbkę też oczywiście podsmażyć. Noooooo, a potem - też wiadomo - ładnie rozłożyć sałatę na talerzu, na tym bekon i wątróbkę, rozrzucić od niechcenia pomidorki i bułeczkę. Nooooo i  możemy już jeść.... :)

PS 1. Z wiadomych względów nie będę prezentować obrazka w stylu "Wątróbka saute".
PS 2. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, że on wpiernicza płucka/serduszka - a wątróbkę traktuje "per noga", a ja tego nie tknę za żadne skarby świata????

czwartek, 5 stycznia 2012

Muffins, muffins....

To takie freudowskie zaczynać tuż po Nowym Roku, gdy zapewne wszyscy (albo prawie wszyscy) obiecują sobie poprawę, dietę lub cokolwiek innego, a ja tu z muffinami przed szereg....  No nic, trudno, zwłaszcza że muffiny zagościły u nas już na stałe - oczywiście, nie codziennie, jestem leniwcem ;)

A zaczęło się, wstyd przyznać, od pudełka. Pudełka dr O. Potem było jeszcze gorzej, bo postanowiłam ambitnie nie korzystać z pomocy dr O., tylko wykonać je samodzielnie. W tym celu wykorzystałam przepis z jednego z najpopularniejszych blogów. No i załamka. Klęska. Niewyrośnięte, spalone. Ale od czego ma się przyjaciół? Dzięki niezrównanej Kurze Domowej (baaaa!) posiadam wreszcie przepis na muffiny, które mi ...wychodzą. Tosiu, dziękuję! :)

/by Anulla/
Potrzebujemy więc:
* 2 szklanki mąki
* 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
* szczypta soli
* 2/3 szklanki cukru
* 1 jajko
* 1 szklanka mleka
* 100 g stopionego masła

 A teraz dodatki: ponieważ wolimy muffiny w wersji "czekoladowej", zazwyczaj dodaję 2 łyżki kakao i ...paczkę czekoladowej posypki, bo normalna czekolada za szybko u mnie znika. Ale wiadomo, lepiej smakuje z czekoladą, gorzką, połamaną na drobne kawałki.


Dalej jest prosto i przyjemnie: "mokre" składniki mieszamy z "suchymi", następnie przekładamy masę do muffinek, mniej więcej do 3/4 ich wysokości, po czym wstawiamy do nagrzanego piekarnika, nastawiamy na 180 stopni i pieczemy ok 20 minut. Potem już tylko staramy się opanować, by nie wyjeść ich wszystkich...

środa, 24 sierpnia 2011

CUkinia/CD

W poprzednim poście wspomniałam o placuszkach z cukinią. Proste i pyszne, a jeśli chodzi o dodatki, stwarzają duże pole do popisu. Zazwyczaj biorę jedna lub dwie cukinie, ścieram na tarce, odstawiam do odsączenia z nadmiaru soku. Jeśli mam pod ręką - dodaję ze dwa starte ziemniaki. Do tego - w zależności od ilości cukinii - mąka [2 łyżki na przykład], jajko, sól i pieprz. I smażymy. Pisałam też o dodatkach mięsnych - oczywiście wedle uznania. Fajnym dodatkiem są też na przykład ziarna słonecznika lub dyni [w fazie mieszania składników bien sur], smakują nieźle, próbowałam!

Cukinia - smażona lub też grillowana - świetnie smakuje w postaci roladek z przeróżnym "wkładem" typu suszone pomidory, ser gorgonzola/kozi/owczy/mozarella czy pieczona papryka..

Przetestowałam również swego czasu przepyszną zupę cukiniową z fetą, znalezioną - o ile pamięć mnie nie myli - w jednej z książek Olgi Smile.

Do przygotowania będą nam potrzebne:
* kilka cukinii
* 1.5 l wywaru/wody/rosołu
* kilka ząbków czosnku
* kilka cebul
* śmietana
* masło
* feta
* szczypiorek

Zeszklić na maśle skrojoną cebulę i cukinię, zalać wywarem, ząbki czosnku [można je potem wyłowić albo też dodać zmiażdżony czosnek na końcu, dla smaku], podgotować. Następnie zmiksować [niekoniecznie, ja po prostu "przydusiłam" kawałki cukinii na drobniejsze], zabielić śmietaną [też niekoniecznie]. Teraz możemy rozlać zupę do talerzy oraz dodać fetę i drobno pokrojony szczypiorek. I zasiąść do stołu.....

niedziela, 21 sierpnia 2011

CUdem o CUkinii

Jakim CUdem nie pisałam jeszcze o CUkinii????? Jakże wdzięcznym warzywie, niskokalorycznym i przesmacznym, a jakże łatwym w przygotowaniu! Począwszy od umiejscowienia go w ratatouille po placuszki. Placuszki robione na wszelakie sposoby i z różnymi dodatkami [w tym roku jadłam je nawet w wersji z kiełbasą albo ... z pieczoną karkówką!]. Marzą mi się też kwiaty cukinii w delikatnym cieście naleśnikowym lub tempurze, których to smakowite opisy czytałam tu i ówdzie...

Jedną z moich ulubionych przystawek jest cukinia, grillowana lub smażona na oliwie, ułożona grzecznie na talerzu, posypana fetą i udekorowana orzeszkami piniowymi. Natomiast hitem ostatnich dni [i posiadówek] jest cukinia smażona w cieście naleśnikowym... A do tego jogurt bałkański z czosnkiem... Podrasowany czasem miętą....

Jako że się rozmarzyłam, ciąg dalszy nastąpi wkrótce.

piątek, 25 marca 2011

Sałatka makaronowa z sezamem

W przerwie rozważań o papryce, specjalnie dla Mojej Drogiej B., i pewnie dla mnie, by wspomagać nasze pożycie małżeńskie [tzn oczywiście każdej z osobna], szybki przepis na kolację/obiad z serii BBC BOOKS "Wegetariańskie dania. 101 sprawdzonych przepisów".

A zatem potrzebujemy:
140 g chińskiego makaronu jajecznego
3 łyżki oleju sezamowego
1 łyżka ciemnego sosu sojowego
2 łyżeczki soku z cytryny
1 duża marchewka
cukinia/ogórek
2 łyżeczki nasion sezamu
2 posiekane drobno ząbki czosnku
25 g świeżego imbiru
4 dymki
1 łyżeczka chińskiej mieszanki przypraw
garść roszponki/rukoli

1. Ugotować makaron wg instrukcji; opłukać zimną wodą i dobrze odcedzić. Umieścić w misce, dodać olej sezamowy, sos sojowy i sok z cytryny
2. Za pomocą obieraczki do warzyw pokroić na wstążki marchewkę oraz cukinię/ogórek; dodać do makaronu
3. Rozgrzać patelnię i prażyć sezamu, posypać nimi makaron. Na patelnię wlać olej i smażyć krótko czosnek, imbir, dymkę oraz mieszankę przypraw. Wrzucić makaron, wymieszać, dodać rukolę et voila, gotowe.

wtorek, 22 marca 2011

Proszę Państwa, oto papryka! cz. 1

Dzisiejszą bohaterką będzie papryka. Wpadł mi bowiem w ręce archiwalny numer Kuchni z lutego 2009, a w nim ciekawy artykuł o tej roślinie. 

Zacznijmy zatem od jej początków. Na początku papryka rosła w tropikalnych rejonach Ameryki Południowej, skąd po pewnym czasie dotarła na teren Meksyku. W Europie pojawiła się za sprawą Kolumba - przywiózł ją oczywiście ze swojej wyprawy wraz z innymi przyprawami i uznał za ...pieprz, który nazwał cayenne (od stolicy Gujany Francuskiej). Nie koniec to pomyłek, bo nazwa chili też wynikła z błędnego mniemania członków wyprawy Kolumba, że papryka pochodzi z ...Chile.

To nie koniec niespodzianek jak na tak niepozorną wydawałoby się roślinę. Bo tak naprawdę przez tysiąclecia, aż do XX wieku, znano tylko paprykę ostrą, którą traktowano jako przyprawę. Warzywo, które dziś spożywamy jako słodkawą bulwę, bez charakterystycznego ostrego smaku [vide: obrazek po lewej stronie] zostało wyhodowane w 1930 na Węgrzech!

Węgrzy zawdzięczają papryce... Nagrodę Nobla!
Oto co o tym napisano na stronie www.biosila. pl

Na zawsze pozostanie tajemnicą, w jaki sposób potoczyłaby się historia witaminy C i bioflawonoidów, gdyby nie konsekwencja żony Alberta Szent-Györgyi, która zawsze podawała mu na śniadanie świeżą, zieloną paprykę.
Jednak, pomimo że Szent-Györgyi nie lubił jeść papryki, postanowił zbadać ją w swoim laboratorium i dowiedzieć się, czy jest w niej coś wyjątkowego, poza tym, że cieszyła się niezwykłą popularnością. W owym czasie kwas askorbinowy był uzyskiwany z nadnercza zwierząt, tak więc Szent-Györgyi oraz jego współpracownicy poszukiwali jego źródeł w warzywach. Podczas wnikliwych analiz zbadali również zawartość kwasu askorbinowego w zielonej papryce. Ku wielkiemu zdziwieniu, Szent-Györgyi dowiedział się, że zielona papryka wcześniej przez niego tak niedoceniana była bogatym źródłem kwasu askorbinowego, czyli powszechnie znanej witaminy C. Według wyników jego badań, miąższ zielonej papryki jest jednym z najbogatszych źródeł witaminy C zawiera 150 mg witaminy C na 100 gramów produktu. Później odkryto również, że zielona papryka zawiera dużo beta-karotenu (około 0,5 mg na 100 g).

Podczas kolejnych badań okazało się, że czysta forma witaminy C była mniej skuteczna, jeśli nie towarzyszyły jej "substancje pomocnicze". Badacze odwoływali się do pochodnych substancji flawonoidów, które istotnie zmniejszały przepuszczalność naczyń włosowatych. Te nieznane dotychczas substancje nasilały działanie witaminy C w leczeniu hemofilii. Tak więc zaistniała nowa witamina, którą nazwano witaminą P (od pierwszej litery słowa przepuszczalność tj. przepuszczalność naczyń krwionośnych).
Od tamtej pory, jest mi niezmiernie miło, kiedy nazywam te substancje "węgierskimi witaminami".
W latach 30., prof. dr Aladár Bencsáth był jednym z odkrywców witaminy P. Według jego wspomnień, w Szegedzie utworzono wyśmienity zespół badaczy oraz nawiązała się konstruktywna współpraca pomiędzy kliniką chorób wewnętrznych a oddziałem biochemii. Substancje te nie są prawdziwymi witaminami. Swoją nazwę - witamina P - zawdzięczają mojemu rodakowi, nagrodzonemu Nagrodą Nobla za wynalezienie witaminy C, przedstawionemu powyżej Albertowi Szent-Györgyi.
A więc, nie dość, że papryka zawiera tyle witaminy C co na przykład 6 pomarańczy, dodatkowo zawarta w niej witamina nie jest rozkładana podczas gotowania, duszenia, smażenia czy też odgrzewania.

środa, 16 marca 2011

goście, goście

JUŻ za mną - piszę to  z wielką ulgą -  wielkie [jak dla mnie wielkie] przedsięwzięcie imprezowe, gdzie musiałam wykarmić około dwudziestki gości. Nie powiem, kosztowało mnie to trochę stresu, bólu głowy i nieprzespanych poranków, ale, ale chyba się udało....?

Z jednej strony - i to dosłownie na jednym stole - czarne oliwki podsuszane, oliwki z anchois i zielone oliwki z papryką - przyznam się, bez bicia, bezczelnie ze słoja. Ale znalazły się tam przeróżne pasty, a więc: pasta z awokado, hummus, domowy smalczyk [Justyno, wielkie dzięki!!!] oraz trzy na bazie serka twarogowego: z rzodkiewką i dymką; z jajkiem, pieczarkami, podsmażoną cebulką i dodatkiem tymianku oraz serowa [camembert, czarne oliwki]. Dla nieustraszonych fanów masła  przygotowałam masło czosnkowe oraz masło z mixem słodkiej i ostrej papryki. A do tego dużo, dużo chleba.

Na stole głównym stanęły tortilla z pastą łososiową [wędzony łosoś zmieszany z serkiem twarogowym plus koperek i cytryna], cukinia z serem feta i piniolami, taca z maleńkimi kotlecikami mielonymi plus sosy [jogurtowo-czosnkowy i salsa]. Obowiązkowo sałatki: makaronowa z pieczonym kurczakiem i brokułami z sosem pesto, kuskus z pomidorami, ogórkiem i świeżą miętą oraz rukola z pestkami słonecznika i parmezanem.

Nie byłabym sobą, gdybym nie zapodała swojego evergreenu: babeczek z ciasta francuskiego z dodatkami. Tego wieczoru królowały "jako wkłady": fioletowa cebula macerowana uprzednio w miodzie i occie balsamicznym; gruszka plus camembert oraz szpinak z serem pleśniowym.

Kto jeszcze był głodny, dostał miseczkę chili con carne.... ;D

I jak to mówiła Julia Child: Bon apetit!!!